Witam Was po krótkiej przerwie. Wiele u mnie się działo i nie było czasu na pisanie, nadal jednak nad sobą jako tako pracuję. Wakacje, zjazdy rodzinne i nawał w pracy ograniczają moje możliwości dzielenia się z Wami swoimi postępami, ale jako że półmetek wyzwania „Brzuch” już za mną, postanowiłem jednak wklepać małe podsumowanie. Dodatkowo potrzebuję chyba małej motywacji, gdyż zwłaszcza z ostatniego tygodnia nie mogę być w pełni zadowolony. Zaczynając jednak od początku pierwsze tygodnie wyzwania i waga znowu ruszyła z kopyta. Gdy startowałem miałem jakoś 84 kilo. Szybko poszedł pierwszy, potem drugi kilogram. Po 13 dniach miałem już 80.5 kg i tylko trochę ponad 2 kilogramy do osiągnięcia jednego z zamierzonych celów. Potem jednak przyszedł przestój. 1 sierpnia i urodziny moich dzieci, mała impreza, „cheat day” i tak zaczęły się małe kłopoty. Niby nie objadłem się, ale kilka ciast i tłustych karkówek coś u mnie jednak zmieniły. Kilka dni później urodziny u znajomych i też niby z objadaniem się nie było najgorzej, następnego dnia jednak powrót do rutyny był bardzo ciężki.
Od założenia bloga nie zjadłem ani razu ciasta lub czegoś typowo słodkiego typu baton. Byłem tez zupełnie obojętny na tego typu przekąski. Chodząc po sklepie nie korciło mnie nawet do nich. Po imprezach ochota na słodycze wróciła. Przez ostatnie 10 dni aby walczyć z tym uczuciem opychałem się (zwłaszcza wieczorami) owocami. Waga wróciła jednego dnia nawet do 81 kilo. Teraz osiągnąłem z powrotem niezły rezultat i ważę 80 kilo, było to jednak psychicznie bardzo męczące i przyszło mi to z wielkim trudem. Wcześniej każdy stracony kilogram dawał mi satysfakcje i chodziłem pozytywnie nakręcony. Teraz mi tego brakuje i jak zwykle obwiniam o to indeks glikemiczny, skoki insuliny po obu imprezach jak i po owocach typu jabłko czy banan. Postanowiłem właśnie od dzisiaj powrócić do starannego przygotowywania moich potraw, odstawienie całkowite chociaż na kilka dni owoców i mam nadzieje przyniesie to pozytywny efekt. Nie przejmuje się tak bardzo wagą, gdyż zostało niecałe 2 kilo do zrzucenia i ponad 3 tygodnie. Brakuje mi tego pozytywnego „kopa”, którego miałem w pierwszych tygodniach wyzwania. Jadłem mniej, a pozytywne nastawienie dawało mi energii za trzech. Zobaczę, czy powrót do ścisłej diety coś pomoże.
Jeśli chodzi natomiast o same „brzuszki”, to nie jest źle. Nie opuściłem ani jednego dnia w ich ćwiczeniu. Wszystko nadal wrzucam w moją playlistę brzuszki na YouTube. Rzadko robię jakieś serie kombinowane. Kładę się po prostu na ławeczce i robię ile się da. W sumie to może troszkę mniej, gdyż myślę o tym, abym był w stanie następnego dnia powtórzyć to samo. Nie sztuką jest zrobić 20 brzuszków więcej a potem przez tydzień umierać. Kilka kilogramów w plecy i spadło mi kilka centymetrów z talii. Miałem 92, teraz jest 88. Brzuch też wydaje mi się wygląda lepiej. Odsłaniają się jako tako mięśnie i jestem chociaż z wyglądu brzucha na chwilę obecną zadowolony. Ostatnio, aby poprawić dolną partię brzucha, zamiast na płaskiej ćwiczę na ławeczce głową w dół. Na ogół kończy się to 61 powtórzeniami, ostatnio dałem jednak radę przez kilka dni dojść do 71. Pod spodem wstawię filmik z jednego z moich ćwiczeń. Na jego końcu pokazuję brzuch, przez co możecie porównać sobie postępy z filmikiem z przed „Akcji Brzuch”.
Jeśli chodzi o bieganie, które miało wspomagać moje odchudzanie, tutaj za wiele się nie zmieniło. Biegam na ogół co czwarty dzień, czasem częściej. Nie jest to jednak typowo tlenowe bieganie. Na ogół daję z siebie ile mogę, zwłaszcza na ostatnich metrach. Nowe buty do biegania też zrobiły swoje. Nie wiem ile zasługi w ich samych, a ile w moim pozytywnym „nakręceniu się”, ale pierwszy bieg w nich i na 5.6 km zszedłem do 27.30 min co jest o około 2 min lepiej niż mój osobisty rekord. Jak pisałem w poście „Brzuch – co i jak” nie robię wszystkiego tak, jak powinno się. Uważam, iż każdy z nas jest inny i niektóre rzeczy działają na mnie lepiej, inne gorzej. Najważniejsze jednak dla mnie jest, aby coś dawało mi satysfakcję i bym wierzył w jego działanie. Robiąc po swojemu mam niezłe rezultaty, więc ciągnę to dalej. Po drugie robiąc coś po swojemu, przynajmniej to robię. Z moim charakterem wiem, iż przykładowo biegając wolnym tempem, ale przez godzinę może i spaliłbym więcej „smalcu”, szybko jednak zrezygnowałbym z biegania gdyż nudziło by mnie to i zabierało za wiele czasu. A tego zwłaszcza ostatnio i tak mam nie za dużo.
To tyle, jeśli chodzi o dotychczasowe postępy. Oczywiście cały czas jako tako jest jeszcze siłownia. Do końca września mam nadzieję spalić ile się da, potem wchodzę na około 3000 kalorii dziennie i zima to nabieranie masy. Tym razem mam nadzieje już w miarę beztłuszczowej.
Przy okazji tego postu dziękuję wszystkim odwiedzającym mój blog. Na prawdę nawet nie wiecie ile motywacji dają mi Wasze wiadomości i komentarze. Dziękuję za to serdecznie, pozdrawiam no i POWODZENIA.